czwartek, 27 stycznia 2011

Trzeba się w końcu zebrać w sobie i...

[Wpis ten, jak i parę kolejnych pochodzi oryginalnie z bloga, którego mam/miałam na Onecie. Gdy pewnego razu dał mi do wiwatu (długa historia), uznałam, że czas kopnąć go tam, gdzie słońce nie dochodzi i założyć nowego bloga, takiego, gdzie da się wszystko dostosować i po zapisaniu zmian owe zmiany faktycznie zostają zapisane. Takim sposobem powstał ten tu widoczny. Jednakże jestem zbyt przywiązana do swojej historii, jaka by nie była, więc pozwoliłam sobie przetransportować do nowego bloga parę starych wpisów (z oryginalnymi datami) i to właśnie jeden z nich. Koniec wyjaśnień.]

Ponoć po zakończeniu II wojny światowej w telewizyjnych wiadomościach prezenter powiedział: "Więc, jak już mówiłem... Gdy nam tak brutalnie przerwano...".

Udaję, że nie miałam półrocznej przerwy...

~~~Kącik czytelniczy~~~
Pierwsze, co w tym momencie zrobiłam, to zajrzenie do linku, czy aby nie ma nowego rozdziału Berserka. I nie ma. Jeszcze tego nie pisałam w tym zabitym dechami miejscu, ale ta manga <przekreślone>jest</przekreślone> była cudowna. Dopóki za głównym bohaterem nie zaczęło szwendać się całe przedszkole złożone z nienormalnej dziewczyny, wkurw... wkurzającego dzieciaka, mini-wiedźmy, gówniary o niewiadomym celu istnienia, dwóch elfów i pozornie dorosłej szlachcianki, którą też trzeba się zajmować (pomijając fakt, że na swój sposób jest nienormalna). Dodajmy do tego, że cała ta banda podczas każdej walki żywo komentuje poczynania Guttsa (głównego), a ich wypowiedzi zawsze biegają wokół "jaki on ma wielki… miecz!" (trzy kropki dodane przeze mnie, bo aż się prosiły). Natomiast mini-wiedźma co chwilę zmienia się w duchowe wsparcie dla Guttsa, od czego chce mi się walić głową w klawiaturę (ale szkoda). Czuję się totalnie wyżuta, jako że to była taka miła, obrzydliwa manga o rozcinaniu, torturach i pozostałych przyjemnościach. Wstawki pod tytułem "biała magia uleczy twój gniew" rozpieprzyły cały mrok.
A Gutts i Wielki Zły Griffith nadal nie mogą się spotkać. Szykuje się seria na miarę Naruto.
Z drugiej strony, dorwałam mangę Ibara no Ou i choć nastawiałam się na horror, a otrzymałam park jurajski, jestem zadowolona. Generalnie historia należy do tych post-apokaliptycznych (chyba, że później zrobią nam niespodziankę i okaże się, że… :D), a dobór bohaterów jest tak kanoniczny, jak w większości filmów o tonących okrętach. Rozbawiło mnie, że na grafice konceptowej babka wspomniała o tym samym temacie. Gdy wymieniała kolejne postaci, które zawsze przeżywają katastrofę, aż chciało mi się dodać coś na temat zahukanej bohaterki, która później wykazuje się niesamowitą odwagą. Żywcem wyjęte z Ibara no Ou.

~~~Kącik kinomana~~~
Kraków nie nastraja mnie do oglądania. Przykro mi.
Będę musiała wyznaczyć jakiś miły dzień na Higurashi no Naku Koro ni, bo R. mi nie da spokoju. Jak śmiałam czytać mangę, którą rysuje kilku gości…? No, jak ja śmiałam? :<

~~~Kącik komputerowca~~~
Dajcie spokój… Robienie zegarka w pythonie zabiło mnie totalnie…
Mam teraz laptop z Win7 i byłabym pewnie zadowolona, gdyby nie to, że hardware nie jest. Drukarka działa, tablet teoretycznie też, bo Winda znalazła sterowniki, ale… niestety, piórko od tabletu dostało takiego przyśpieszenia, że trudno nim pracować. Czarno to widzę…
Skanera nie sprawdzałam, ale aż się boję. Poza tym bez tabletu nie mogę i tak obrabiać żadnych szkiców, więc…
Miłą niespodzianką było, że wszystkie moje ulubione programy doskonale tu działają (poza Alcohol 52%, ale nie mówmy już o tym… To było traumatyczne przeżycie.). Touchpad mnie totalnie wpienia, ale jakoś będę musiała to przeżyć.
R. nadepnął mi na ambicje i w końcu zmieniłam dźwięki systemowe Windy. Jutro włączę komputer i się wystraszę.

~~~Kącik japoński~~~
Układania playlisty chomika ciąg dalszy. Dobrałam się do folderów z muzyką tradycyjną i omal mnie to nie zabiło. Okej, rozumiem instrumenty. Prawdę mówiąc brzmienie niektórych nawet lubię, zwłaszcza chińskiego fletu (chociaż mózg od tego boli. Jak się go ma.). Ale za diabła nie zrozumiem, dlaczego wyjące babsko jest tak głęboko osadzone w japońskiej kulturze. Wraz z AJ-chan uznałyśmy, że podobne piosenki nadają się do karaoke na jakiejś zboczonej (w stronę Japonii) imprezie. Najlepiej przy otwartych oknach, ewentualnie na podwórku.
I żeby nie było: nie chodzi o enkę. Enka ma w sobie coś przerażającego, ale da się ją nucić. To odbiera jej wrogości.

~~~Kącik dla sztuki~~~
Z uwielbieniem spisuję plany do swoich projektów i odkrywam kolejne diamen… no, ładne kamyczki.
Pisać mi się nie chce.
Rysować też. No, może trochę. Ale po narysowaniu pewnej pani w stylu niebezpiecznie graniczącym z anime, mam zastój umysłowy. Na narysowanie czeka cała banda z "Króla dyń" i morderca z "Mieczem i pilotem". I co ja mam z wami, panowie, zrobić…? -_-

~~~Kącik dla świata~~~
Mam już trochę dość ciszy w temacie Wikileaks i Assange'a (niektórzy powinni nauczyć się, jak napisać jego nazwisko, bo już na dwóch portalach widziałam je z błędem). Moje funkcje wymagają nowych danych.
Bólem już od dawna napawa mnie coraz gorszy poziom petycji na Care2, ale ostatnie w stylu "kill Assange" sprawiły, że tym poważniej rozważam wyrzucenie ich RSS-a. Oczywiście prawie wszystkie takie petycje są zakładane przez amerykańską gówniarzerię, która tym samym najwyraźniej podbija sobie statystyki patriotyczne. I dziwić się, że moim hasłem ostatniego czasu jest: "jak się jest głupim, to się ma problem". Ma się. I inni mają.
A i tak do największej furii doprowadzają mnie petycje pod hasłem "be vegan". Tałatajstwo. Ja nikogo nie namawiam nachalnie, by zaczął jeść posiłki o stałych porach i wymagam podobnej tolerancji. Aż chce się odwołać do demotywatora pod plakatem "jedne kochasz (psy), drugie zjadasz (świnki). Dlaczego?": "bo wieprzowina smaczniejsza". Od kotletów sojowych na pewno. A fuj...