piątek, 11 grudnia 2015

Anty-anty, czyli granice bycia hipsterem, przepraszam, człowiekiem oryginalnym

Poniższy tekst to dziecko mojej niesamowitej frustracji, która tak długo się we mnie kłębiła, że aż musiała w końcu wyjść. Ta-dam!

To jest tekst o tym, dlaczego wpienia mnie zjawisko anty-yaoi. I nie chodzi o to, że zawiera dwa "y" obok siebie, więc nie mogę tego zapisać bez myślnika.
Tekst został wyprodukowany w ramach wkurzania się na świat, bo ostatnio świat chce mi udowodnić, że istnieje tylko po to, by mnie wkurzać. Nałożyło się na to kilka wcześniejszych zdarzeń i zdarzenie ostatnie, jakim było przeczytanie recenzji yaoi napisanej przez gościa, który na wstępie przyznał się, ze yaoi nie lubi. Gdybym coś takiego przeczytała, nie wiedząc, jaki świat potrafi być autoironiczny, pomyślałabym, że sensu to w tym za wiele nie ma. Coś mi jednak mówi, że to tylko esencja prostactwa.

Samo istnienie ruchów "anty" to kuriozum. Nie, nie chodzi o ludzi, którzy "czegoś nie lubią". Toż ja też wielu rzeczy nie lubię, w zasadzie więcej nie lubię niż lubię, ale od nielubienia nikomu jeszcze hipsterskie okularki nie wyrosły. Żeby być "anty" trzeba "nie lubić lubienia", czyli mniej filozoficznie "nie lubić ludzi, którzy lubią X". Zbrodnia niebywała, to całe lubienie. "Antyfanom" zdaje się, że noszenie znaczka typu "anty-yaoi" czyni ich niesamowicie elokwentnymi i gotowymi do dyskusji.
Szkoda, ale nie.
Oczywiście większość anty-kolesi czuje się bezpieczny dzięki świętemu przekonaniu, że ich własne zainteresowania są albo tak klasyczne, że najgorszą opinią o nich może być co najwyżej "takie sobie", albo ich wysublimowany gust nie może być zrozumiany przez prostych ludzi, co tylko świadczy o tym, że jest najlepszy. Aż drżę z podniecenia na myśl, że, poznawszy te gusta, mogłabym się z tą opinią nie zgodzić.
Nie uważam, żeby yaoi było jakieś szczególnie mądre albo wyjątkowe, a w zasadzie większość yaoi w równym stopniu powoduje ból zębów, co większość mang pseudo-dla-dziewcząt. Ktoś jednak te mangi dla dziewcząt lubi, co daje mi jakby pozwolenie na lubienie yaoi. Żadne małe kotki od tego nie umierają, mimo że niektóre gify próbują to wmówić niczego niespodziewającej się populacji ludzkiej.
Bycie "anty" manifestowane przez przypinanie sobie głupot do czoła (fakt z konwentu - na szczęście czoło było osłonięte kapeluszem, inaczej zrobiłoby się 18+ i znowu "zatroskani rodzice" pogoniliby konwent w czortu) nie jest ani dojrzałe ani oryginalne, a już na pewno nie czyni nas "szczerymi nonkonformistami" - raczej tym, czym większość wanna-be-szczerych-nonkonformistów autentycznie jest, czyli chamem.
Można czegoś nie lubić, ba, można nawet uważać fanów Zmierzchu za przygłupów, ale takt nakazuje zachować to dla siebie i swoich zaufanych znajomych, którzy myślą tak samo. Natomiast ostentacyjne pokazywanie, że uważa się kogoś za idiotę dlatego, że lubi X (zamiast z namaszczeniem lubić Y, które przypadkiem to my lubimy), albo wręcz uważa się, że X powinno spłonąć, bo plami honor boży, to wyraz infantylności, która ostatnio dla co niektórych (choćby pewnej pani moderator z Tanuki, pozdrawiam!) jest najwidoczniej cechą pożądaną i godną pochwały. Take it easy. Twój świat nie zawali się od istnienia głupot i nie jesteś na krucjacie przeciw niewiernym. Jeśli kogoś tak straszliwie boli to, że ktoś lubi coś innego, to nic tylko współczuć poczucia własnej integralności. Najbardziej zapalczywymi fanatykami nie bez powodu są ci, którzy boją się, że usłyszawszy sensowny argument, stracą całą wiarę.

W ten sposób powinnam wyczerpać temat anty-yaoi, ale niestety nawet ci, którzy z uśmiechem na ustach uznają, że można nie lubić/lubić Naruto i łaskawie na tę bezbożność zezwalają, yaoi pojąć nie potrafią.
Jedyną sensowną odpowiedzią na takie intymne wyznanie jest: "a co tu jest do pojmowania?". Tyle siedzę w yaoi i nadal tego nie wiem. Jeśli dla kogoś nie do pojęcia jest, dlaczego ktoś miałby chcieć czytać o dwóch obściskujących się facetach, nie powinien zagłębiać się w mangi, bo głowa mu pęknie od myślenia, co ktoś widzi we wsadzaniu przyrodzenia w oko bohaterki. Ja też w tym nic nie widzę, acz daleko mi do napisania sobie na czole: "anty-penis-w-oko". Fakt, że takie wyznania zwykle padają odnośnie różnych seksualnych fantazji mangaków pięknie wyznacza granicę w naszym takim-wolnym-że-ach świecie - zwyczajnie przemawia przez nas mamusia, która kazała synowi nie macać się pod kołdrą, bo to GRZECH.

A oto argumenty anty-yaoistów, które mają przekonać nas, że świat jest pełen "zasadzkas" i tylko krucjata przeciw zboczeńcom pozwoli nam cieszyć się rajem!:

- "yaoi jest nierealne"
No shit, Sherlock. Moja odpowiedź na takie frustracje jest jedna: niewiele mang JEST realnych. Nawet w głupich obyczajówkach można znaleźć kupę rzeczy, jakich w normalnym świecie się nie uświadczy. Czy realne są bohaterki ecchi, które sikają po nogach na widok tępego głównego bohatera? Jeśli ktoś odpowiedział "tak", zaleca się wizytę u specjalisty. Albo na ile realne są tsundere (ale takie full-tsundere jak Haruhi albo Louise de La Vallière)? Moe-moe-kyun? Gutts?!
Argument jest z tej samej paczki co "żadna kobieta nie podniosłaby takiego miecza", podczas, gdy owa kobieta właśnie naparza się z (bardzo realnym, oczywiście) smokiem. To widzenie stereoskopowe na nic się nam nie przydaje, skoro widzimy i tak, co chcemy.
No i wreszcie: jasne, że yaoi jest nierealne. Z jakiegoś powodu już za czasów Odyseusza ludziom bardziej podobały się historie zmyślone, niż to co im przekupa na targu doniosła.

- "geje nie lubią yaoi"
Fascynujące jest uznanie, że nie mam w poważaniu tego, co myślą inni ludzie. Nikomu nie przeszkadza czytanie ecchi, których bohaterki są dla wielu kobiet bytem równie fantastycznym co gremliny. Double standards - podejście drugie.
Serio, to nie jest wyznacznik. Zapewniam, że geje lubią wiele rzeczy, które w kręgu moich zainteresowań się nie znajdują. Nie bez powodu yaoi należy do mang dla dziewczyn, bo dla nich jest tworzone. Jeśli ktoś nie rozumie tego marketingowego konceptu niech weźmie swoją ulubioną mangę i spróbuje wyobrazić ją sobie bez cycków/miłych i kochanych bohaterek/fikuśnych demonów do zabicia - gwarantuję, że zastanowi się nad swoim życiem i jego sensem. Między standardowym gejem a dziewczyną jest jednak duża różnica, nawet jeśli oboje (przy pewnym prawdopodobieństwie) będą zainteresowani osobnikiem płci męskiej. Yaoi od zarania swych dziejów miało być dla dziewcząt i jeśli komuś wydaje się, że i tak powinno wpisywać się w gusta gejów, niech pokaże swojej mamie hentaia, gdzie kobieta w jej wieku uprawia dziką miłość z pięcioma listonoszami na raz. Będzie zachwycona.

- "yaoi powstało jako żart"
A guzik prawda. Oto przykład jak historia pisze się przy udziale słuchania jednym uchem i wypuszczania drugim. Yaoi powstało jako ironia wobec patriarchatu w mangach - dokładnie wobec specyficznych yamatonadeshiko, które są tak delikatne, że złamią się, jak się je mocniej chwyci i dlatego potrzebują bohatera, który je wyciągnie z tarapatów, zabije pająka i uspokoi biedaczkę, inaczej ta gotowa umrzeć na zawał. Obraz bohaterki jak widać tak rzeczywisty, jak rzeczywiste są rusałki w muszli klozetowej. Odpowiedzią pewnej grupy mangaczek zmęczonych tymi głupotami były właśnie yaoi, gdzie rola mimozy spadła na chłopca - bo jakże to tak, że tylko dziewczynki są takie rozlazłe!? Mamy równouprawnienie, więc chłopcy też mogą! Historia yaoi jest tak genderowa, że aż się łezka w oku kręci. Na fali tej myśli ktoś pewnie uznał, ze skoro nogi bohaterek hentaiów mogą rozkładać się pod takimi niewyobrażalnymi kątami, to czemu męskie nóżki miałyby być gorsze? A może tak się poznęcać nad mężczyzną za te wszystkie brutalnie potraktowane bohaterki? Tyle możliwości!

- "yaoistki robią w fanfikach gejów z postaci, które są hetero!!!1!"
Ojej, buhuu! Proszę mi wskazać kilka postaci, o których wprost zostało powiedziane, że są hetero. "No, ale przecież jednakowoż on ma dziewczynę!" No i? Znajomy znajomego miał żonę, a teraz ma chłopaka. Człowiek nie krowa, może zmienić zdanie. Niezrozumienie własnych uczuć? Bycie stłamszonym przez heteronormatywną kulturę (na której istnienie dowodem są takie wypowiedzi)? Więc: nie, to, że ktoś ma dziewczynę, nie znaczy, że nie może być biseksualistą/ukrytym gejem/stłamszonym gejem/coś tam. Smaku dodaje fakt, że najbardziej oburzeni są ci, którzy wpieprzają tych samych męskich bohaterów w romanse z idiotkami, których ci nie lubią. Sure, why not, it's hetero!

- "bozia zakazała!"
Generalnie wdawania się w dyskusje z fanatykami religijnymi zabroniłam sobie już dawno temu, z powodów, które opisałam na początku. Jeśli ktoś chce cię przekonać do swojej racji, to nie znaczy, ze ty masz coś na sumieniu, tylko on boi się, czy czegoś nie ma. Kropka. Zasłanianie się bogiem, który nie jest jedyny na tym wielkim świecie, niemającym absolutnie żadnego obowiązku kłaniać się wymyślonym bytom, jest poniżej pewnego poziomu. Standardowa odpowiedź: mój nie-bóg zakazał mówienia takich farmazonów, więc shut the hell up!

- "yaoistki są brzydkie i nie mogą znaleźć chłopaka"
Ciekawe. Powiedz mi to prosto w twarz, I dare you.

Więcej grzechów szczęśliwie nie pamiętam, bo by mnie szlag trafił.
Wnioski: znajdźcie mi taki argument, który załamie mą wiarę. Wyzywam was.