sobota, 15 czerwca 2013

Koszerny ateizm, czyli życie człowieka światłego

Zainteresował mnie ostatnio temat koszerności, może w związku z ostatnimi informacjami o renowacji prawa odnośnie uboju rytualnego (http://wpolityce.pl/artykuly/55834-czy-uboj-rytualny-zostanie-ostatecznie-zalegalizowany-w-polsce-rzad-polski-nie-ukrywa-ze-uzasadnieniem-jego-wprowadzenia-nie-sa-wcale-wzgledy-religijne). Niezbyt mnie interesował ten temat, bo choć nadal jest to dla mnie niepotrzebne udziwnianie (a przecież jako najlepszy sposób walki z ruchem wegańskim uważam niepodawanie im argumentów z tytułu złego traktowania zabijanych zwierząt), nie jestem aż takim miłośnikiem zwierząt, by się tym ekscytować. Chciałam jednak poczytać więcej o koszerności i o tym, jak wygląda życie ortodoksyjnych Żydów, bo jest to temat równie interesujący jak prywatne życie Amiszów, więc właściwie czemu nie poświęcić czasu na przedzieranie się przez strony Google'a? Oczywiście jak zwykle odpowiedzi zbyt wielu nie znalazłam. Tak jak kiedyś próbowałam usilnie znaleźć jakieś informacje o życiu klasztornym (udało się w artykule o nowoczesnych zakonnicach), tak i teraz prawie poległam przy wyszukiwaniu strzępków czegokolwiek istotnego i niepowielającego się na wszystkich stronach po kolei.
I w końcu znalazłam Racjonalistę:
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,499
Kiedyś nawet lubiłam się po tej stronie porozbijać, ale jak wszystko, co trwa zbyt długo, tak i ta strona musiała nagle doznać objawienia nowoczesnego chamstwa, czy jakkolwiek to nazwać.

Czegoś się z pewnością mogłam dowiedzieć na temat, który mnie dręczy. Ale ironiczno-ubliżający ton artykułów, jakie w tym temacie odnalazłam na portalu, trochę mnie zniesmaczył. Chyba trochę bardziej, skoro zdecydowałam się o tym nawet napisać.
Nadal dziwi mnie, jak świat mógł się tak nagle podzielić na dwie frakcje, które nie dość, że ani myślą po Gaussowsku rozcierać się na krawędziach, to jeszcze się tym krawędziami nawet nie stykają, bo to obciach. W jednym zbiorze skończonym zasiedli ci, którzy słowo "konserwatywny" wykrzywili do poziomu, jaki znany był chyba tylko w średniowieczu. W drugim siedzą ludzie oświeceni, tak oświeceni, że ich oczy straciły dawną wspaniałość, bo jak wiadomo od patrzenia na słońce łatwo oślepnąć. Wszyscy siedzą plecami do drugiego zbioru, udając, że nie istnieje. A jeśli istnieje, to na pewno jest malutki i pełen głupich, zagubionych jednostek, które i tak są stracone i nikt ich nie słucha.
A poza zbiorami? Tu żyją smoki.

Oburza mnie zarówno głupota ludzi, którzy zwą się wierzącymi i cokolwiek by nie głosili, zawsze stwierdzą, że to wola Boga; jak i tych wszechwiedzących, którzy poznali już wszystkie prawdy świata i wybrali najlepsza.
Wielki błąd. Polskie, niezbyt wyrafinowane stwierdzenie o istnieniu trzech prawd z radością rozszerzyłabym o jakąś liczbę z ośmioma zerami (bo osiem to taka ładna liczba - prawie nieskończoność). Nie istnieje prawda, a już na pewno nie istnieje prawda najlepsza.

W mym odczuciu zarówno wszystkie religie jak i ateizm powinny zostać wykorzenione z tego świata. I jedno i drugie opiera się wyłącznie na nienawiści i mówieniu, czemu nasza wersja jest jedyną dobrą i poprawną.
Ateiści kochani, czy naprawdę uważacie, że różnicie się czymkolwiek od nawiedzonego katolika, który godzinami może mówić, czemu prawo boskie jest lepsze (od czegokolwiek właściwie)? Wytykanie religiom, że ich podejście do świata i życia jest głupie, to dokładnie to samo, co robią same te religie. "Moja religia jest najlepsza, a ty pójdziesz do piekła". "Mój ateizm jest najlepszy, a ty umrzesz jako idiota". I to pod otoczką bycia racjonalnym, nowoczesnym intelektualistą, nie daj Boże jeszcze kierującym się w życiu logiką.

[Bo, jak pokazały pewne urocze badania na temat fanatyzmu, logika jest niemądra:
"Jeśli każdy człowiek ma prawo do życia, to ma je także wielokrotny morderca." Logiczne? Tak. Życiowe i mądre? Skądże.]

Wstyd mi za ludzkość, gdy widzę podobne przejawy "racjonalizmu" i cieszę się, że nie jestem ani ateistką, ani wierzącą (w cokolwiek). Szczęśliwie między tymi drogami życia jest jeszcze jakaś wolna przestrzeń, nawet jeśli depcze się tu trawnik. Bo ateizm nie oznacza niewiary w zabobony, bogów, duszę i inne nienamacalne elementy. Ateizm oznacza krzyczenie o tym na każdym etapie życia, żeby każdy usłyszał i mógł odpowiednio zareagować.
"Tak, to jest mądry człowiek"
"Tak, to jest idiota, bo Bóg przecież istnieje"
Bez takiegoż społecznego uznania (zwłaszcza tego drugiego, błyszczącego w oczach ludzi zatopionych w swojej religii, którzy przecież dla ateistów są głupi i wszystko co mówią powinno się odwrócić do góry nogami) ateista nie będzie ateistą. A im bardziej będzie się wypierał szukania poklasku przez wypowiadanie swoich racji pełnych słów takich jak "bzdury", "nielogiczne" i "ciemnota", tym bardziej będzie się do tego przyznawał.
A przecież mamy takie duże, solidne mózgi, które pozwalają na przetrawienie setek tysięcy informacji, składowanie ich, segregowanie, dzielenie na cząsteczki, by odnaleźć w każdej racji coś, co może być przydatne. To, czego komputery nadal nie potrafią symulować, a co jest rzeczą prawdziwie ludzką, to poddawanie wszystkiego wątpliwościom. Czemu ta zdolność w nas zanika wypierana przez najlepsze prawdy...?