poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Tytuł upierdliwca należy do Garci!


Kolejny dzień wyżywania się na wszystkim. (Jak to na SAGE powiedzieli odnośnie mojej recenzji pewnej gry: "w każdym akapicie jest o tym, że coś jest upierdliwe". Oficjalnie otrzymałam nagrodę upierdliwca. Jestem wzruszona.)
Dzisiaj mała zmiana kolejności, bo źle zaczęłam pisać.

~~~Kącik kinomana~~~
"Shokojo Seira" czyli "Mała księżniczka Sara" (tak, tak, Sara = Seira. Aż do ostatniego odcinka nie wiedziałam, że Seira to tylko zapis fonetyczny). Dobrałam się do tej dramy, bo gra w niej moja ulubiona aktorka. O czym to dziadostwo jest? O córce milionera, która wyjeżdża do szkoły w Japonii, gdzie jest miła i grzeczna, ale oczywiście i tak znajdzie się parę osób, w tym dyrektorka, które jej nie lubią. Co tam. Potem księżniczka otrzymuje wiadomość, że jej tatuś umarł, a jego aktywa zostały zamrożone, więc ona została bez grosza. I co biedaczka robi? Zatrudnia się jako służąca (w XXI wieku?! WTF?) w tej samej szkole, w której miała się uczyć. Świat bywa okrutny.
Drama jest kompletnie idiotyczna. Dlaczego nieletnia zostaje bez grosza? Nie mam zielonego pojęcia, bo jako "księżniczka" Seira powinna mieć ubezpieczenie, a poza tym na bank przysługuje jej cholernie wysoka renta, za którą może spokojnie wyżyć jeszcze bardzo długi czas. Zostawianie dzieci na lodzie było może popularne sto lat temu, ale teraz mamy wiek obwarowany tak durnymi prawami, że jest to po prostu niemożliwe. Ale kij z tym, gdyż to najmniejsza głupota, jaką twórcy tutaj wyczarowali.
Dyrektorka jest psychopatyczną, sadystyczną wariatką, którą powinni zainteresować się panowie z kaftanami. Poza tym można by ją pozwać praktycznie za każdą rzecz, jaką robi. Mobbing, zniszczenie cudzej własności, wyzysk pracowników, wyzysk nieletnich... W każdym odcinku wpada w gniew, czasem drąc japę nawet w obecności uczennic. Zastanawiające jest, że żadna z nich nie poinformowała o tym jeszcze rodziców, a ci nie zareagowali odpowiednim pismem do szanownej pani dyrektor. Poza tym babsko ma wyraźny kompleks w stosunku do swojej biednej osieroconej pracownicy, co stawia ją w tej samej kolumnie kretyńskich postaci co macochę kopciuszka - którą zresztą przebija w poziomie idiotycznego sadyzmu. Normalna osoba nie zachowuje się w ten sposób, a mam poważne podejrzenia, że dyrektorka nie kwalifikuje się na żadną ze znanych chorob psychicznych. Czym więc jest? Kiepską postacią.
Wobec tak płaskiej złej baby, Seira ze swoim stoickim spokojem wydaje się być postacią niewiarygodnie wiarygodną i jako jedyna postać z całego tego kramu ma najmniejszy współczynnik irytacyjny. Z jej ciągłych przepraszających ukłonów można się śmiać, ale wolę oglądać żałosne sceny z jej życia (okraszone rzewną melodią), niż patrzeć na resztę tych baranów.
Uczennice stanowią stado tak stereotypowych Japonek, że ma się ochotę je zabić. Doprawdy, jeśli Japończycy choć w połowie zachowują się z równym rozsądkiem, ten naród powinien zacząć sobie leczyć głowę. W czasie, gdy Seira jest obrażana, popychana i na różne inne sposoby dręczona, wszystkie dziewczyny będące tego świadkami tylko wgapiają w nią oczy, po czym odchodzą z wyrazami twarzy tak pełnymi myśli jak sitko wody. W pełni rozumiem, że mogą lać na jej istnienie, zwłaszcza jeśli ich mózgi są wielkości orzeszka arachidowego, ale samo obserwowanie większości scen powinno sprawiać ból ich moralności, którą w wieku nastoletnim powinno się już mieć wykształconą przynajmniej na tak marym poziomie. Najwidoczniej jednak szkoła nauczyła je, że służba jest od tego, by ją kopać i wyzyskiwać. Nie twierdzę, że powinny zmusić swe rozlazłe ciała i rzucić dzbankiem w Marię (uczennicę, która może podać sobie z dyrektorką rękę za bycie wredną suką) lub panią dyrektor, ale przez ich głupie oblicza nie przemyka nawet cień zwątpienia, czy jakiejkolwiek emocji, choćby obojętności jak w przypadku dziewczęcia, którego imienia nie dane mi chyba zapamiętać.
Owe dziewczę ma symbolizować najwidoczniej buntownika i outsidera, który nie zgadza się z tłumem, ale swoją postawą w stylu "wyjdę, to mnie nie zauważą" ustawia się w tym samym rządku co reszta klasowych idiotek. Zrozumiałym jest, że w tym wieku nie ma się ochoty wpadać w kłopoty z powodu czyjegoś nieszczęścia, ale przeczy to kompletnie choćby pełnym współczucia monologom, jakie wygłasza Masami, wydająca się być jedyną przyjaciółką Seiry.
Mówię "wydającą się", gdyż tak naprawdę Seira nie ma tam przyjaciół. Ci, którzy jej współczują albo nie robią absolutnie nic, by jej pomóc (nauczyciel francuskiego, który oczywiście jest bardzo miły, ale jedynym, co robi, jest przynoszenie dziewczynie książek), albo za chwilę zaczynają sami wieszać na niej psy. Najpierw uczynił to Kaito, który przez całą serię próbuje Seirze pomagać, co nie przeszkodziło mu zgodzić się na propozycję Marii i w zamian za olewanie Seiry przyjąć od niej pieniądze na naukę (skrajnie durne zachowanie, gdyż pierwszym, co powinno sie robić, słysząc tak okrutną propozycję, jest stwierdzenie, że obdarowany wkrótce sam może stać się ofiarą takiej ku*wy). Gdy ta zapytała go o powód natomiast, wyskoczył z pyskiem, iż Seira jest zarozumiała, bo kieeedyś zdarzyło się jej powiedzieć, że Bóg wystawia ją na próbę. Cóż go wkurzyło w tym uniżonym zdaniu? Nie, nie była to głupota religijności naiwnej dziewczynki. Wkurzyło go, że Seira uważa się za tak ważną, że aż Bóg wystawia ją na próbę! Absurdalność tej sytuacji przebija tylko scena po imprezie dla rodziców uczennic, gdzie zarówno Bezimienna Uczennica jak i Masami trzymają stronę Marii, która nie chciała zaprosić ojca, gdyż nie uważa go za dość stylowego. Seirę natomiast obleciało za to, że wprowadziła go do szkoły, więc, według idiotek z mózgami pustymi jak żarówki, wtrąca się w cudze sprawy rodzinne. Śmiesznym jest, że bronią tym samym Marii, której problem z rodzicami sprowadza się do tego, że nie są dość piękni. Widocznie całe grono uczniowskie ma podobne kompleksy, dlatego rozumie jej problemy. Tragedia. Ich bzdurna sprzeczka została oczywiście podparta jakże mocnym argumentem, że mama Masami, którą Seira określiła jako bardzo do Masami podobną, nie jest jej rodzoną matką, bo dziewczyna została adoptowana. Tragedia. Znowu. Jakkolwiek mogę zrozumieć, że Masami poczuła się nieswojo, jej interpretacja była kompletnie bzdurna. Według jej jakże inteligentnego rozumowania, Seira uważa, że może pouczać innych, bo jej racja jest święta. Lol. Gdzie scenarzyści to zauważyli, nie mam pojęcia.
Jednym słowem twórcom tego serialu udało się zrobić rzecz niesamowitą. Stworzyli najbardziej przesadzony, durny, stereotypowo-bajkowy, koszmarnie płaski i pusty świat pełen dziewczyn-mew, które skrzeczą jedna przez drugą i nawzajem się popierają, mimo, że chwilę temu ich słowa sugerwały inne przemyślenia. Logiczne, zwarte i oczywiście tak akuratne jak rzeczywisty jest świat Stephanie Meyer. Wszystko w scenariuszu zostało zaprojektowane tylko po to, by Seirę upokorzyć i wyżądzić jej jeszcze większą krzywdę, którą potem można pokazywać przez pięć minut przy dźwiękach skrzypiec. Zdziwiło mnie, że mamy do czynienia z historią z XXI wieku, bo w tych czasach takie zamknięte światki, gdzie służba jest do pomiatania nią, w dodatku stojące blisko normalnej ludzkiej cywilizacji są wytworem chorej fantazji. W całej szkole nikt nie zgłosił czegoś tak spektakularnego? Jedynym wyjaśnieniem jest okrutny eksperyment, w którym umieszczono niczego nieświadomą dziewczynę i ktoś obserwuje, kiedy załamie się i wybije całą szkolną populację, po czym ucieknie. Cieszyłabym się, widząc Seirę w stadium "rage" i babrającą się w flakach tych... ugh, ludzi. Być może całość była zabiegiem, który miał skłonić widza do dopingowania głównej bohaterki i to się akurat udało. Kibicowałam Seirze z prostego powodu: chciałam zobaczyć jak cała ta śmietanka kretynów dostaje po głowie, albo przynajmniej traci obiekt, którym mogła dowolnie pomiatać. Oczywiście cieszyłabym się bardziej widząc ich zamkniętych w więzieniach lub zakładach poprawczych, ale... nie można mieć wszystkiego.
Generalnie całość oceniam na -1 (w skali: -2 - 3+), gdyż jest to żałosny przykład filmowej grafomanii dla idiotów, którym może podobają sie takie proste, nie, prostackie historie typu "kopciuszek" w wersji dorosłej (ponoć). Epizm wyłaniający się ze scen, które domyślnie miały byc smutne jest męczący. Postaci są głupie i mają urojenia do potęgi drugiej, a scenariusz jest zwyczajnie nudny. Powtarzające się akcje typu "Seira robi coś miłego -> ktoś donosi na nią, celowo przekręcając fakty -> Seira dostaje ochrzan, a wszystko co zdobyła zostaje zniszczone" walczy o nagrodę największego idiotyzmu serialowego z dziełami takimi jak Yattaman. A prawdziwość świata przedstawionego zasługuje na piątkę z plusem, jeśli oczywiście za przykład szóstki podajemy świat Boba Budowniczego. Same radości.
Jedyny plus za postać Seiry, gdyż po obejrzeniu mam ochotę spotkać osobę tak uprzejmą i prostolinijną, a jednocześnie nieprzedramatyzowaną i spokojną. Ta historia mogłaby być nawet ciekawa, gdyby wrzucić to dziewczę w lepiej zaprojektowany świat, gdzie nawet mimo Tragicznej Przeszłości nie byłoby przynajmniej Jednej Wielkiej Tragicznej Teraźniejszości.

Dla odmiany rzecz milsza oku i rozumowi, to znaczy "Aria". Co prawda skończyłam tę serię oglądać już jakiś czas temu, ale jako że później dorwałam się także do mangi, pewne sentymenty wróciły.
Aria generalnie traktuje o pracy gondolierek na zaludnionej planecie Aqua, nam znanej jako Mars. Tak, tak, historii o ludzkiej cywilizacji na tej planecie jest dużo i wszystkie są miałkie. Aria na szczęście nie zagłębia się w pytania typu "jakim cudem?", chociaż jest parę fragmentów na temat doprowadzania wody, których wiarygodność można by podważyć. Historia jednak nie o tym nie jest i nie należy się tym specjalnie przejmować. Świat Neo-Wenecji, czyli kopii ziemskiej Wenecji, jest tajemniczy i bajkowy, acz brak mu jakiejś szczególnie irytującej naiwności. Główna bohaterka - Akari spotyka się tu z zaskakującymi istotami, ale podchodzi do nich z zaciekawieniem i ufnością, co buduje odpowiedni klimat z pogranicza baśni i obyczaju. Aria opiera się głównie jednak na życiu Akari i jej przyjaciółek i w pewnym dużym stopniu mówi o przyjaźni właśnie. Ale nie jest to tak dosłowne i przerysowane jak w przypadku My Little Pony (wersja nowa), gdzie większość monologów jest o tym, jakie to przyjaciółki są potrzebne i w ogóle, och, jak dobrze, że są. Relacje w Arii są łagodnie zarysowane, ciepłe i podparte czynami, które nie wymagają komentarza. Niektóre czyny wydają się błahe, jak w przypadku Atheny, która ratuje swoją podopieczną Alice przed stąpnięciem na nasłoneczniony chodnik, gdy ta podjęła wyzwanie chodzenia wyłącznie po cieniach. Ostateczne wrażenie jest miłe i rozczulające, a do tego ma się wrażenie, że gdyby tylko świat był bardziej słoneczny, życie tak by wyglądało. Postaci też są bardzo prawdziwe, wprost widzi się je, jak spacerują tuż obok. Nie są obrysowane karykaturalnie grubą kreską, nie przypominają wściekłych tsundere, albo do przesady bezbronnych dziewczątek, które potrzebują wiecznej troski. Nie mają wyolbrzymionych problemów, tragicznych przeszłości, ani zbyt zarysowanych konkretnych cech charakteru. Nawet zbuntowana Alice nie jest zbuntowana 24/7. Słowem, bohaterki (ło, i bohaterowie!) są głębokie i realistyczne mimo tak delikatnego szlifu. To miłe. To słodkie.
Arię oceniam na 2+/3+, głównie dlatego, że od całego tego uroku i drobnych spraw, wokół których toczy się fabuła kolejnych odcinków, można się zrzygać. Dawkowanie: tylko z przerwami.

~~~Kącik czytelniczy~~~
...A co do mangi "Aria": oceniam ją troszkę niżej tylko dlatego, że niektóre przygody przedstawione w anime są zaprojektowane z większym rozmachem i przez to bardziej urokliwe. Choć gdybym zaczęła od mangi, może miałabym przeciwne wrażenie, więc i tak: 2+.

A z innej beczki: jako, że jakiś czas temu musiałam trochę namachać się,by zdobyć kolejny tegoż rozdział: Aitsu no Daihonmei. Jak świat yaoi długi i szeroki, tak podróż przez kolejne dzieła staje się coraz bardziej bolesna. Kolejne mangi, które miałam nieprzyjemność widzieć są albo coraz głupsze (Croquis na przykład), albo powielają do znudzenia te same schematy, co doprowadza do białej gorączki, jeśli się za często takie dziady widuje.
Do AnD podchodziłam z miernym zainteresowaniem, gdyż trochę dobiło mnie, że w tagach na Baka-Updates otrzymało hasło "dręczę osobę, którą kocham" (wolne tłumaczenie). "I znowu seme będzie się wyżywać na uke, super." - pomyślałam z goryczą w neuronach. Nie żaluję jednak podjęcia się czytania tego. AnD jest... jakieś inne. Owszem, bohater dręczący ma trochę brzydki nawyk zagadywania swojego ukochanego po to tylko, by ściągnąć nań gniew dziewcząt, które wkurza, że jakiś brzydal zabiera im największe ciacho w szkole, ale... w poziomie sadyzmu nawet do pięt nie dorasta seme z innych mang. Jego zachowanie jest raczej złośliwym psoceniem, a przez większość czasu zachowuje się zupełnie normalnie. Uke też nie jest typowy, bo jest uznawany, jak powiedziałam, za wyjątkowego brzydala (trudno się z tym zresztą nie zgodzić), nie rumieni się i nie płacze w co drugim kadrze, nie ma nawet wielce głębokich przemyśleń na temat "czy ja się w nim zakochałem?" (są one, oczywiście, ale nie urastają do rangi problemu światowego). Do tego relacje między tą dwójką są... dziwne, ale oryginalnie wydają się zdrowe. Nie ma tu też tragicznych przeszłości, a jedyna, która mogłaby do tytułu takowego startować jest obrócona w żart (szkoła, w której uczniowie są ganiani przez tygrysy? Seriously?). No i, AnD to komedia pełną gębą, w ironicznym stylu, co sprawia, że łatwiej przełknąć nawet największą głupotę (nie, żeby takie tam były), a jednocześnie nie są to żarty po których czytelnik nie może podnieść się z podłogi. Miłe shounen-ai dla tych, którym niedobrze się robi, słysząc tę nazwę kategorii.

Nie chce mi się dalej. D:

Za to znalazłam takie cuś w moich notatkach i nie wiem po co, ale też tu wstawię:

Kogo odkryłam w roku 2011:
muzyka:
(na nowo) Flogging Molly - jako, że już kiedyś tego słuchałam, ale z pewnych powodów wróciłam do irlandzkich melodii.
Alstroemeria Records - kolejni po IOSYS. xD
Vocaloid!!! - ja kochać. xD
Dropkick Murphys - strasznie się zawiodłam, bo mają tylko jedną genialną piosenkę, a reszta jest kompletnie... inna. O_o
Iron Savior - widziałam jak P. ich słucha z YT na uczelni i się zaciekawiłam. :D
Jesus on extasy - to z kolei polecone przez A., ale też trochę się zawiodłam. Dobrze się słucha, ale nic mi nei wpadło w ucho.
Within Temptation - fajny gotyk. Kiedyś dostałam dwie piosenki od mamy, potem R. obudził to we mnie na nowo.
anime:
(na nowo) Higurashi no naku koro ni - wcześniej znałam mangę i byłan taka sobie, choć fajnie było, jak było strasznie. Aniem utrzymuje ten poziom "nawet-nawet".
Kamen no Maid Guy - Kogarashi-san!!! ^^ Strasznie głupie i o cyckach, ale Kogarashi przesłonił wszelkie cyc--- wady.
Panty & Stocking with Garterbelt - graficznie ciekawe, treściowo durne jak amerykańska kreskówka z CN.
Tengen Toppa Gurren Lagann - fajne, ale zajebistość pierwszej części przesłania szaleńczy epizm drugiej. Rzucanie galaktykami? Ratowanie ukochanej. O ble.
Aria - MNIAM.
Kore wa zombie desu ka - facet w stroju magical girl. Jak mogłabym odmówić? A właśnie wychodzi druga seria.
MM! - mdłe. Tsundere i jej pies.
manga:
Aitsu no Daihonmei - yaaay.
Saiyuki - jak mogłabym zapomnieć? D: Zaczęło się od tego, że dla jaj wypełniłam w Waneko test o tym, jaka manga by do mnie pasowała. Saiyuki dostało "satysfakcja 100%", więc się za to wzięłam. Bishe, fajna historia, fajny humor. Kocham.
inne:
Warcraft :D - taaak, R. tak długo w to grał na głośnikach i molestował nas dźwiękami jednostek, że aż się zainteresowałam.
Silent Hill 2 - znowu gra, absolutnie nie film, broń Boże! Fajny horror, z bardzo mocnym momentem w więziennej toalecie. :D No i jest Piramidogłowy. ^_^
czasopisma japońskie - ano tak, zaczęłam je sobie czytać, jako, że przypadkiem wpadłam na blog im poświęcony. Najbardziej lubię te odnośnie strojów gothic-loli, ale taka Ageha dla sparkl--- błyszczących dziewczyn też jest fajna. Nie ma pierdół o kosmetykach i historiach miłosnych, same ciuchy. Mrau.

End~