wtorek, 3 maja 2011

Piekłem na ziemi są kiepskie mangi


~~~Kącik czytelniczy~~~
Cóżesz mnie podkusiło, by zabierać się za Jigoku Shoujo? Zmarnowane megabajty... Już po przeczytaniu pierwszego rozdziału wiedziałam, że źle ulokowałam swój wolny czas. Po przeczytaniu drugiego, byłam tego tak pewna, ze powinnam pieprznąć to w kąt pulpitu (zaczynam go traktować, jakby był pokojem... ._.). Otóż Jigoku Shoujo opowiada (jak oryginalnie) o Panience z Piekła, z którą skontaktować można się przez bardzo gotycką stronę internetową, czynną oczywiście od godziny zero-zero, kiedy wszystkie grzeczne dzieci powinny już kimać w łóżeczkach. Na stronie, w bardzo eleganckim formularzu podaje się, kogo chce się puknąć i Panienka z Piekła zabiera go do swego miejsca zamieszkania. Za wysłanie kogoś do piekła za życia, zostaje się tam jednak wciągniętym po śmierci, lecz dla bohaterów tej historii to brzmi jak obniżka. Czy to nie brzmi zajebiście absurdalnie?
Tak się przedstawia pierwszy rozdział. O, chwila, drugi też? O, trzeci nawet! Każda historyjka jest generalnie o tym samym i jest tak schematyczna, że od pisania o tym, aż bolą mnie paznokcie. Najpierw obserwujemy zajebiście wesołe życie kolejnej bohaterki, która zawsze ma wielkie oczęta i jest super-duper-kawaii. Po kilku stronach (one-shotowy układ zobowiązuje do streszczania się) sielskie życie zmienia się w koszmar z ulicy Wiązów i okazuje się, że ktoś naszą bohaterkę prześladuje, lub rozpuszcza o niej plotki (lub cokolwiek innego, nie wiem, może ją obrzucić zbukami). Bohaterka zaczyna swoją Dramatyczną Histerię, a wtedy ktoś wspomina o Hell Girl i stronie internetowej, oczywiście w kontekście miejskiej legendy (choć z tak poważną miną, że zaczynam wątpić w to wytłumaczenie. Widać to element pop-kultury!). Co robi nasza niezbyt rozgarnięta bohaterka? Wchodzi na stronę, wpisuje imię tego, kto robi jej wielką przykrość, a Piekielna Panienka załatwia tę osobę w jakiś wymyślny sposób (doprawdy, już Dokuro-bei z Yattamana miał ciekawsze pomysły na rozpieprzenie swoich pracowników). Oczywiście wcześniej panienka przychodzi do zamawiającego, by powiedzieć swoją formułkę o kopaniu dwóch grobów. Po załatwieniu wrzoda na tyłku, życie bohaterki znów staje się cudowne i piękne, a ona sama odchodzi z pieczęcią informującą, że po śmierci idzie do piekła. Konec. Happy end.
Jaki, kurna, happy end???
Już przy pierwszej historyjce zaczęłam zastanawiać się nad psychologiczną poprawnością tego, khem, szajsu. Zacznijmy od samego początku, czyli od Hell Girl. Jak dowiadujemy się po jakimś czasie (spoiler, lalala), w swoim poprzednim życiu została zakopana żywcem, co zostawiło jej ogromną Traumę (tm) i ze złości jej dusza spaliła całą wieś. Jej problem był może składny, ale tak przerysowany, że tylko złapałam się za głowe i dalej nie czytałam. Zresztą słowo "przerysowany" pasuje do historii wszystkich bohaterów tej mangi, co wyjaśnia, dlaczego ta młoda dama tak chętnie spełnia ich życzenia. Mam na to tylko jeden komentarz: istnieją ludzie, których wściekłość ma więcej paliwa, by coś podpalić, nie rozumiem, dlaczego akurat ta pinda zyskała po śmierci tak dosadną moc. Postaci z Higurashi no naku koro ni powinny się oburzyć.
Jak powiedziałam, każdy rozdział jest swoją własną kopią. Bohaterki są do siebie podobne, nie tylko pod względem kawaii-zachowania. Nie można powiedzieć, by autorka miała talent na zbyciu. Gorsi od tychże młodych gniewnych (zawsze są to nastolatki, tudzież dzieci, co jeszcze bardziej upewnia mnie w przekonaniu, że z usług Jigoku Shoujo korzystają zakompleksione, rozstrojone emocjonalnie emo) są tylko osoby, które się na nich z różnych powodów mszczą. Od razu, to znaczy: "z pyska" widać, że są to postaci ZUE. Łał, to prawie jak w telenowelach! Ich umiejętności udawania dobrych i kochanych mogłyby zawstydzić nawet główną oprawczynię z LIFE. W ciągu sekundy potrafią zmienić swoją osobowość i ściągnąć silikonową maskę (dajcie spokój! Od ciągłego wyginania brwi powinni mieć ogromne zmarszczki!), po czym jeszcze dostać bzika i wygadać swej ofierze calutki swój plan, amoże nawet chcieć ją ubić, jak penien tatuś. Tępe, tępe, tępe.
Pojawienie się Jigoku Shoujo obfituje natomiast w wyjątkowo nudne przedstawienie tortur, jakie czekają na każdego niedoblego w piekle. Są oczywiście tak porażające, że powinni podobne rzeczy pokazywać w więzieniach. Na bank wszyscy wychodziliby z nich odmienieni i pełni miłości bliźniego!
Jednakże najbardziej oburzającą jest dla mnie postawa postaci, które Hell Girl przywołują. Z jakiegoś powodu ubzdurali sobie, że lepiej jest przez wieki męczyć się po śmierci, niż męczyć się za życia. Dziwna matematyka. Punkt A: życie jest krótsze. Punkt B: litości! Większość tych problemów zdezaktualizowałoby się po kilku latach! (jak dokuczanie w szkole - kurde balas, nie łatwiej zmienić otoczenie...?) Za każdym razem przyjmują to z takim spokojem, jakby chodziło o danie buzi Piekielnej Panience po swej śmierci. Dodajmy do tego, że część ich wydumanych problemów dałoby się rozwiązać bez użycia pozaziemskich środków (o czym już powiedziałam). By nas upewnić, że wcale a wcale tak nie jest, każda historia napchana jest totalnie nieracjonalnymi gadkami policji, dyrektorów szkół i innych ważnych jednostek. Ach, wszyscy zmówili się przeciwko bohaterce! Koleżanki z łatwością uwierzą, że jest ladacznicą, nauczyciele, że cały czas ściągała, by mieć dobre stopnie (ach, więc nie pilnowali! Sami się przyznają), rodzice, że narobiła im wstydu...! Została sama! Co powinna teraz zrobić?! Pociąć sobie nadgarstki? Cóż, jeśli zamiast tego miałaby wejść na stronę Hell Girl, to niech lepiej to zrobi. Za parę lat obudzi się przynajmniej tylko z bliznami, a nie świadomością, że czeka ją męka przez wieczność. To świadomość, której nikt nie chciałby mieć (oprócz wypranych z umysłu bohaterek).
Z tego bagna identyczności i psychologicznej rozpusty wychyla się ledwie kilka historii, które kończą się czymś innym, niż zwyczajnym "załatwieniem wroga", ale na tym ich plusy się kończą. Poza tym 90% rozdziałów i tak trzyma się kurczowo swego schematu.
Jest jeszcze kwestia autentyczności tej historii. Gdyby przemiał wśród ludzi był taki, jak pokazany tutaj, na świecie nie byłoby nas sześć miliardów, tylko sześć. Poza tym to urocze, że każdy użytkownik internetu może z taką łatwością wejść na morderczą stronę. Tak, usługi Hell Girl są dostępne niczym jajka. Gdzie do niej Death Note'owi, który jest tylko dla wybranych...? Toż to niezgodne z zasadą równości!
No i część najpiękniejsza! Zaskakuje mnie, dlaczego wszystkie problemy znikają jak ręką odjął, gdy tylko główny winowajca ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Koleżanki nagle znów są koleżankami, kariera kwitnie, miłość pachnie poziomką... a okropna nauczycielka okazuje się nagle milutka niczym niania Frania (nagle przed oczami stanął mi Kogarashi... O_O). Fabularne dno. Moda na sukces to przy tym arcydzieło.
Dodatkowe minusy ta manga zbiera za to, że próbuje być pełna przesłania! Danzai!
Mam nikłe wrażenie, że jest to manga dla malkontentów, którzy chcą się upewnić, że jest im źle w życiu - bohaterowie mają tak wydumane problemy, że każdy znajdzie coś dla siebie!
Koniec.
R. mówił, że powinnam obejrzeć anime, zamiast czytać to... to coś, ale teraz nie wiem, czy je tknę. Jeśli chociaż w połowie jest tak samo schematyczne, to ja wysiadam i idę pieszo.
Z innej beczki: no właśnie, Kogarashi aka. Maid Guy, o którym wspomniałam kilka linijek temu. Oczekiwanie na jakikolwiek ruch pod szyldem translacji Kamen no Maid Guy niedługo mnie zabije. Tyle samo czekałam kiedyś na tłumaczenie Kingdom Hearts... I choć na razie to dziwne coś zwane ecchi ma tylko półtora przetłumaczonego tomu, zdążyło mnie uświadomić, że gust mi się spacza. Nie denerwują mnie historie o cyckach! Strach się bać.
Albo to jednak kwestia Kogarashiego, który swą zajebistością przysłania cycate bohaterki (i jeszcze zdaje się tych cyców nie zauważać <- dziwnie to brzmi...), a ilością funkcji mógłby obdzielić dwustu Sebastianów. Chciałabym zobaczyć ich starcie~... (i tak nadal twierdzę, że ze wszystkimi wygrałby Naruto, ło! Gnojka nic nie pierdyknie, nawet bomba atomowa by nie trafiła.)
No i, Maid Guy nosi wdzianko pokojówki. *_* Jak tego czegoś nie kochać?

~~~Kącik kinomana~~~
Oglądałam Family Guya i z tego powodu mam trochę zblazowany nastrój. Czasem to, co tam wyprawiają, zawstydziłoby nawet kijanki, ale w pewnej sensownej części jest to inteligentnie zabawne. Nadal nie rozumiem wielu dowciapów, ale przynajmniej zaczynam rozumieć, co mówią, gdy suby milczą. Tylu błędów ortograficznych, co w tych plikach txt, to ja jeszcze nie widziałam. I tylu uproszczeń! Ludzie, proszę was! Czy to tak trudno przepisać, co mówi lektor w polskiej wersji? Mój net jest zbyt flegmatyczny, bym mogła pooglądać to online z lektorem... Nie chcę stracić całego życia na ładowaniu.
W Krakowie natomiast na antenie czeka Higurashi. Gdy oglądałam pierwsze historie, które już znałam z wersji mangowej, nachodziły mnie niepokojące myśi, że jest tam wiele dziur. Niektóre elementy z początku zupełnie nie pasują do siebie, gdy dochodzi do rozwiązania akcji. To się musiało stać. A historia z Shion/Mion jest już tak popierdzielona, że gdyby mi się chciało, obejrzałabym to z kartką i długopisem i znalazła nieścisłości. Jedną już miałam, ale oczywiście nie zaśmiecam sobie pamięci operacyjnej takimi pierdami. Zapomniałam. ._.

~~~Kącik komputerowca~~~
Dzisiaj cały ranek walczyłam z komputerem taty. Czyszczenie, odwirusowywanie, znowu czyszczenie... Dopiero wytoczenie ciężkiej artylerii w postaci naprawdę paskudnego ComboFixa załatwiło sprawę na zawsze. I jeszcze jakieś gówno nie posiadające własnego procesu zakrywa pół pulpitu! (schowałam na bok, ale usunąć nie potrafię nadal. Nawet nie wiem, kurna, co to. ._.) Niedawno to samo robiłam ze swoim kompem i laptopem. Ja chcę tak zarabiać na życie... -_- Jakbym miała jeszcze jeden dzień, zapewne rozkręciłabym kompa taty i wymiotła z niego kurz pędzelkiem. Buczy, jakby miał astmę (komp, nie tata - tata ma, ale nie buczy). Możliwe, że jak wrócę tu na wakacje, nadal nie będzie wyczyszczone i jesczze będę miała szansę to zrobić. Machanie pędzelkiem to chyba jakiś sposób na odreagowanie faktu, że nie lubię malować. Od czego mamy tablety!
W wakacje pozajmuję się starymi stronami www, mam już stos pomysłów, jak je odświeżyć. Taksaculum też idzie do przeróbki, marzy mi się coś w stylu scrapbookingu...
A skoro już o scrapowaniu: trzy dni spędziłam na ściąganiu materiałów do digital scrapbookingu, czyli najróżniejszych elementów udających prawdziwe wstążeczki, papierki, ramki, naklejki, bla, bla, bla. Piękno rzeczy, które można z nich zrobić po prostu nie poraziło. Koronki i kwiatki - oto jedyne powody, dla których warto ponownie się narodzić! (i yaoi) Tu można się pogapić: http://www.theshabbyshoppe.com/photopost/showgallery.php?cat=501&page=1

~~~Kącik japoński~~~
Nie mam nastroju.
Zacznę chyba uczyć się kanji, które widuję w tytułach mp3 Iosys (tak, zostawiłam je w wersji japońskiej, bo słodko wyglądają), może wtedy zaczną mi łatwiej do tego pustego kapucyna wchodzić.

~~~Kącik dla sztuki~~~
Trochę pisałam tu, trochę tam... Generalnie nic ciekawego. Odświeżyłam jeden z najstarszych projektów, jakie mam w swoich zasobach. Alleluja!

~~~Kącik dla świata~~~
W dupie mam świat.
Ładnie podsumowali ostatni tydzień na demotywatorach: dziewczyna poślubiła swego księcia, a zły charakter został zabity. Tydzień jak z Disneya!